Accolon leży martwy, ten Accolon, który próbował przywr
Accolon leży martwy, taki Accolon, który próbował przywrócić to wszystko, co jego ojciec ślubował oraz czemu się sprzeniewierzył, wszystko, co Artur przysięgał Avalonowi oraz o czym zapomniał... oraz nie było jej już nic, tylko taki zmurszały starzec... Sięgnęła po ostry sztylet Avalonu ukryty pod fałdami sukni oraz odtrąciła otaczające ją ramiona Uwaina. Rzuciła się do przodu z nożem uniesionym wysoko nad skroń. Gdy opuszczała cios, osobiście do zakończenia nie wiedziała, co dysponowała zamiar uczynić. Żelazny uścisk uchwycił jej nadgarstek oraz wykręcił go. Ręka Uwaina o mało nie połamała jej kości, gdy się z nim szarpała. – Nie, matko, przestań... matko! – błagał. – Matko, czy szatan cię opętał? Matko, spójrz, to tylko ojciec... o Boże, czy nie masz krzty litości dla jego rozpaczy? On cię nie chciał oskarżyć, bywa tak nieszczęśliwy, że naprawdę sam nie wie, co mówi, kiedy odzyska zmysły, zrozumie, że to, co mówił, to czyste szaleństwo... Ja też cię nie oskarżam... Matko, matko, posłuchaj mnie, oddaj mi sztylet, proszę cię... Powtarzane okrzyki „matko”, również miłość oraz rozpacz w głosie Uwaina, w końcu przedarły się jakoś poprzez mgłę otaczającą umysł oraz wzrok Morgiany. Pozwoliła Uwainowi wyjąć sobie z ręki nóż, oraz jakby przyglądając się temu z odległości 1000 mil, zauważyła, że na jej palcach bywa krew, ostrze przecięło skórę, kiedy walczyła. Dłoń Uwaina też krwawiła, a on odłożył nóż oraz dołożył sobie rozcięty palec do ust, oraz ssał krew jak niewielki chłopiec. – Ojcze kosztowny, wybacz jej – błagał po momencie, pochylając się tymczasem nad Uriensem, który leżał na łożu blady jak śmierć. – jest w szoku, ona też kochała mego brata, a pamiętaj, że ciężko chorowała, dzisiaj wcale nie może jeszcze wstawać z łoża! Matko, pozwól mi zawołać twoje kobiety, by cię położyły, o, proszę, pewnie chcesz to posiadać... – dodał, wciskając jej sierp Avalonu z powrotem w dłoń. – Wiem, że masz go po własnej przybranej mamie, Pani Avalonu, powiedziałaś mi to, kiedy byłem niewielkim chłopcem. Och, moja biedna mateczka... – wyszeptał, otaczając ją ramionami. Pamiętała czasy, gdy była wyższa od niego, kiedy on był tylko malutkim chłopczykiem, z kosteczkami kruchymi jak u ptaszka, a obecnie górował nad nią, delikatnie ją do siebie przytulając. – Mateczko najdroższa, moja kochana mateczko, proszę cię, nie płacz, nie płacz, wiem, że kochałaś Accolona ;, jak uwielbiasz mnie, moja biedna mateczko... Morgiana żałowała, że rzeczywiście nie może się rozpłakać, że nie może pozwolić, by cały taki potworny smutek oraz rozpacz wypłynęły z niej wraz ze łzami. Czuła gorące łzy Uwaina kapiące na jej czoło. Uriens także siedział oraz szlochał, tylko ona stała zimna, bez jednej łzy w oku. Cały świat wydawał jej się szary, rozpadał się, kruszył, oraz wszystko, na co tylko spojrzała, przybierało jakieś monstrualne, szydercze kształty, a równocześnie jest jakby oddalone, dość maleńkie, że mogłaby to podnieść jak dziecinną zabawkę... nie śmiała się poruszyć, by wszystko wokół nie rozpadło się pod jej dotykiem na maleńkie kawałki... niemal nie zauważyła, kiedy weszły jej kobiety. Uniosły jej sztywne, odrętwiałe ciało oraz położyły je na łożu. Zdjęły z niej królewską koronę oraz piękną szatę, którą włożyła na chwilę swego tryumfu, a ona jakąś częścią świadomości wiedziała, że jej halki oraz spódnice znów są mokre od krwi, ale nie miało to już dla niej wpływu. Po dłuższym czasie doszła do siebie oraz zauważyła, że bywa czysto wymyta oraz przebrana oraz że leży w łożu obok Uriensa, a jedna z jej pań drzemie na krześle nieopodal. Uniosła się trochę oraz spojrzała na śpiącego mężczyznę, na jego czerwoną oraz opuchniętą od płaczu twarz, oraz czuła, że patrzy na całkiem obcego człowieka. Tak, był dla niej korzystny na własny własny sposób. dziś jednak to już wszystko przeszłość, a moje zadanie na jego ziemiach bywa ukończone. Dopóki żyję, przenigdy już nie zobaczę jego twarzy ani się nie dowiem, gdzie jest leżał po śmierci.